- Dzień dobry - rzucam wchodząc do klasy.
- Pani Lonacaster? - pyta podejrzanie. Kiwam twierdząco głową. - Proszę usiąść w ostatniej ławce z panem Styles'em.
- Którym? - pytam z nadzieją, że to będzie Marcel.
- Harry'm Styles'em - wzdycham i idę obok dwóch rzędów na koniec sali. Marcel siedzi w pierwszej ławce. Niestety... Podchodzę do mojej ławki i rzucam na nią torbę. Wyjmuję książki patrząc złowrogo na Styles'a, który aktualnie ma założone ręce na piersi i jest oparty o krzesło, jak w jakiejś kawiarni. Rzucam książki na ławkę, a torbę obok niej. Siadam w ławce i układam zeszyty, żeby jakoś normalnie leżały. Harry mnie lustruje, a ja mu posyłam fałszywy uśmieszek. Chłopak wyrywa jakąś kartkę z zeszytu. Patrzę na niego sfrustrowana nie mogąc skupić się przez niego na lekcji. Harry zaczyna pisać coś po wyrwanym przed chwilą papierze. Wzdycham cicho i patrzę się na niego, przez co mogę powiedzieć, że jest cholernie przystojny... Poburzone loki, zielone oczy, rysy twarzy, dołeczki... I styl ubioru. Typowy bad boy... To takie proste...
Harry podsuwa pod moje ręce karteczkę i lekko się uśmiecha w moją stronę.
- Cześć, Marcel - mówię do chłopaka stojącego przy szafce.
- Molly - mówi cicho.
- Nie bądź nieśmiały - posyłam uśmiech w jego stronę i łapę go za rękę.
- Nie jestem nieśmiały - mówi cicho i szybko zabiera rękę. - Chciałabyś może do mnie dzisiaj przyjść? - pyta grzecznie.
- Pewnie. Teraz?
- Ja mam jeszcze dodatkowe lekcje, więc jakbyś mogła poczekać?
- Pewnie - powtarzam się.
- Więc ja idę. Do zobaczenia, Molly - mówi i zostawia mnie samą na korytarzu pełnym licealistów.
- Wiedzę, że ktoś tu został sam - słyszę głos za sobą. Szybko się odwracam. Moim oczom ukazuje się Harry. - Witaj, Molly.
- Taa... Cześć, Harry - odpowiadam cicho. - Chciałeś coś?
- Może chciałabyś się przejść do parku? - pyta i się uśmiecha.
- Raczej nie.
- To może z tobą poczekać na Marcela? I tak razem wracamy - uśmiecha się, a ja mrużę oczy.
- Chcesz coś jeszcze? - pytam poirytowana.
- Jak się nazywasz? - nie wiem czy się śmiać, czy płakać.
- Molly Lonacaster.
- A pełne imię i nazwisko?
- Nie mam drugiego imienia - syczę.
- Spokojnie... Nie chciałem zrobić nic złego. To może jednak pójdziemy do parku? Lepiej się poznamy?
- Nie sądzę - odpowiadam szybko i zaczynam iść w stronę swojej szafki. Chłopak idzie za mną jak cień. W końcu otwieram moją różową szafkę. Wkładam do niej torbę z książkami. - Czyli idziesz? - pyta z nutką sztucznej nadziei.
- Myślę że tak. Po za tym i tak nie mam co robić przez godzinę - mówię znudzona. Na twarzy Harry'ego maluje się zwycięski uśmieszek. Zamykam szafkę.
- No to chodźmy - chłopak sięga po moją dłoń, ale od razu ją odtrącam. - Zadziorna... Lubię takie... - fukam. - Uraziłem cię? Nie moja wina, że jesteś piękna.
- Coś jeszcze? - pytam grzecznie. - Wiesz, bo mi się odechciało świeżego powietrza, Styles - syczę. - Szukaj dziwki gdzieś indziej - chłopak dostaje w twarz.
Harry podsuwa pod moje ręce karteczkę i lekko się uśmiecha w moją stronę.
"Jak będziesz się tak mnie przyglądać, to ci oczy z orbit wyjdą :*"Patrzę na niego i gniotę kartkę. Rzucam mu ją na nogi i patrzę się na panią. Znów nie mogę się skupić. Harry wzdycha i również patrzę się z podpartą głową o ławkę na panią.
***
- Cześć, Marcel - mówię do chłopaka stojącego przy szafce.
- Molly - mówi cicho.
- Nie bądź nieśmiały - posyłam uśmiech w jego stronę i łapę go za rękę.
- Nie jestem nieśmiały - mówi cicho i szybko zabiera rękę. - Chciałabyś może do mnie dzisiaj przyjść? - pyta grzecznie.
- Pewnie. Teraz?
- Ja mam jeszcze dodatkowe lekcje, więc jakbyś mogła poczekać?
- Pewnie - powtarzam się.
- Więc ja idę. Do zobaczenia, Molly - mówi i zostawia mnie samą na korytarzu pełnym licealistów.
- Wiedzę, że ktoś tu został sam - słyszę głos za sobą. Szybko się odwracam. Moim oczom ukazuje się Harry. - Witaj, Molly.
- Taa... Cześć, Harry - odpowiadam cicho. - Chciałeś coś?
- Może chciałabyś się przejść do parku? - pyta i się uśmiecha.
- Raczej nie.
- To może z tobą poczekać na Marcela? I tak razem wracamy - uśmiecha się, a ja mrużę oczy.
- Chcesz coś jeszcze? - pytam poirytowana.
- Jak się nazywasz? - nie wiem czy się śmiać, czy płakać.
- Molly Lonacaster.
- A pełne imię i nazwisko?
- Nie mam drugiego imienia - syczę.
- Spokojnie... Nie chciałem zrobić nic złego. To może jednak pójdziemy do parku? Lepiej się poznamy?
- Nie sądzę - odpowiadam szybko i zaczynam iść w stronę swojej szafki. Chłopak idzie za mną jak cień. W końcu otwieram moją różową szafkę. Wkładam do niej torbę z książkami. - Czyli idziesz? - pyta z nutką sztucznej nadziei.
- Myślę że tak. Po za tym i tak nie mam co robić przez godzinę - mówię znudzona. Na twarzy Harry'ego maluje się zwycięski uśmieszek. Zamykam szafkę.
- No to chodźmy - chłopak sięga po moją dłoń, ale od razu ją odtrącam. - Zadziorna... Lubię takie... - fukam. - Uraziłem cię? Nie moja wina, że jesteś piękna.
- Coś jeszcze? - pytam grzecznie. - Wiesz, bo mi się odechciało świeżego powietrza, Styles - syczę. - Szukaj dziwki gdzieś indziej - chłopak dostaje w twarz.